06 września 2013

Biblioteczka: Lauren DeStefano - Atrofia

Atrofia* wpadła w moje ręce przez naprawdę totalny przypadek. Nic o tej książce nie słyszałam, ani nie widziałam by była jakoś specjalnie promowana. Podczas wakacji, z racji tego, iż zapomniałam zabrać ze sobą jakiejkolwiek książki na wyjazd, poszłam do miejscowej księgarni i tam w moje oczy rzuciła się okładka recenzowanej książki. Nie czytałam opisu - po prostu kupiłam, w sumie za bezcen (była na wyprzedaży za 18 zł...). Czy było warto? 

Główną personą uniwersum Atrofii jest dziewczę o dźwięcznym imieniu Rhine. Traf chciał, że dane jej było żyć po trzeciej wojnie światowej, w społeczeństwie, które jest potomkami ludzi, którzy zrodzili się z idealnym DNA. Niestety ich dzieci nie były już takie zdrowe - teraz kobiety dożywają najwyżej do dwudziestego roku życia, zaś mężczyźni do dwudziestego piątego. Aby zapewnić przetrwanie gatunku ludzkiego młode dziewczęta są zmuszane do małżeństw poligamicznych - w to właśnie zostaje zamieszana główna bohaterka. Wraz z jej przyjaciółkami w niedoli - Cecily i Jenną - mamy okazję poznać świat, gdzie śmierć czai się wszędzie.

Może na sam początek zacznę od faktu iż oficjalny opis książki zdradza znaczną większość rzeczy, przez co czytając książkę niektóre fakty były mi wiadome i nie ukrywam, zabrało mi to troszkę radości z czytania. Przejdźmy jednak do samej treści pierwszej części trylogii Chemiczne Światy.
Autorka stworzyła świat dystopijny o wielkim potencjale. W tym uniwersum praktycznie każda chwila życia jest na wagę złota, a otoczenie nie pozwala na radość każdym oddechem. Rhine została żoną bogatego mężczyzny zupełnie przypadkowo, gdyż dała się złapać w swego rodzaju pułapkę. W rezydencji, do której została przewieziona wraz z dwójką jej koleżanek, jest pełno iluzji i hologramów pozwalających poczuć się jak w bajce i zapomnieć o swojej nieuchronnej śmierci. Ponadto poruszona jest kwestia wczesnej dorosłości.
Całą otoczkę, w którym autorka wyszczególniła problem lęku śmierci, niestety coś psuje. I naturalnie jest to wątek romantyczny, o którym napiszę troszkę później.

Należy tutaj zwrócić uwagę na dwie pozostałe żony - Cecily i Jennę. Ta pierwsza jest trzynastolatką, która maniakalnie pragnie być dorosła i czyta wszystkie książki na temat rodzicielstwa czy ciąży (jak również kamasutrę), zaś ta druga wydaje się być obojętnie nastawiona do rzeczywistości, a nawet zaprzeczać niezaprzeczalnym faktom. Są to dwie różne postawy wobec świata, w jakim dane im było żyć, jednak z czasem stykają się z różnymi problemami, poniekąd zmieniającymi ich poglądy i postawy.
Sama Rhine prezentuje sobą bunt. Już od początku swojego pobytu myśli o tym, jak tu wydostać się z zamkniętej na cztery spusty rezydencji, pełnej przepięknych złudzeń. Oczywiście chce wykorzystać każdy możliwy sposób na to, by uciec z tego miejsca. Miałam troszkę skrajne uczucia wobec jej postępowań, które pierwotnie miały dążyć do wspomnianego celu. Oczywiście byłam w stanie zrozumieć jej sytuację, to, że tak naprawdę nienawidziła tego miejsca, jednak ja nigdy nie trawiłam ludzi, którzy najpierw dają wrażenie, że można im ufać, po czym "wbiją" ci dziesięć noży w serce. Sama doświadczyłam takiego traktowania dwa razy, więc najbardziej szkoda mi było Lindena, męża bohaterki, który obdarzył ją pełnym zaufaniem. On sam żył pod skrzydłem swojego ojca, który pokazał mu, że życie jest piękne, niczym bajka, że nie ma żadnych złych rzeczy - po prostu żył iluzją, tą samą, która panowała w rezydencji. I w moim mniemaniu był przez to pokrzywdzony tak samo jak Rhine. Jednak ona, oprócz planu ucieczki, przez przypadek poczuła co to takiego miłość...

Wątek romantyczny jest wysunięty na pierwszy plan i prawdę powiedziawszy wiedziałam, że Gabriel będzie tym jedynym. Nie specjalnie spodobała mi się miłość między służącym a Rhine, gdyż ta miała charakter typu "robię co chcę i wiem, że zawsze mam rację" (typowa kobieta). Ponadto moim zdaniem nie dość, że troszkę za szybko (według mnie) to wszystko się rozwinęło, to również zakończenie mnie troszkę rozczarowało. W sumie mogłam się tego spodziewać, jednak gdzieś we mnie tliła się nadzieja, że może jednak będzie inaczej...

Podsumowując mój nawet długi wywód, Atrofia to dobry początek trylogii, pomimo faktu, iż główny wątek romantyczny nie przypadł mi do gustu. Autorka stworzyła świat, w którym każda sekunda jest ważna, zaś ogólna sytuacja nie pozwala dostatecznie dobrze cieszyć się swoim krótkim życiem. Niestety, prawdopodobnie nie będzie dane poznać nam dalszego ciągu historii Rhine w języku polskim, więc jeżeli miałabym oceniać tylko ten jeden tomik jako historię, dałabym 4/6. Myślę, że warto zapoznać się z tą książką, gdyż samo uniwersum jest naprawdę intrygujące. 

Cytat:

"Ciesz się życiem, dopóki trwa.”

_____________________________________________
 *Atrofia - zanik, wiąd (la wikipedia)

0 komentarze:

Prześlij komentarz